Jutro świętować będą nauczyciele. Szkoła to zadziwiające środowisko i zbiorowisko żywych organizmów. To ciągłe zmaganie się nauczyciela z uczniami. Czasem jest odwrotnie.
Uczniowie generalnie nie lubią szkoły. Nauczyciele coraz gorzej przygotowani do pracy i pozbawieni wszystkich argumentów, pozwalających na prawidłowe oddziaływanie na uczniów, też szkoły nie lubią. Powszechne jest przekonanie, że szkoła jest zła, reformy do niczego, nauczyciele nieudolni.
Mogłabym w tym temacie jeszcze pisać, ale nie o to mi chodzi.
Moje wspomnienia ze szkoły są przyjemne. Lubiłam i podstawówkę i liceum.
Nauczyciele nas gnębili, ale byli prawdziwi.
Do dziś pamiętam lekcje łaciny, które prowadził staruszek-łacinnik, emeryt. Oprócz szkieł jak dna butelek, miał zawsze lupę.
Można więc było Go z łatwością oszukać. Nikt nigdy tego nie zrobił. On nas po prostu lubił. Czuliśmy do Niego szacunek. Nigdy nie krzyczał. Gdy szedł korytarzem wsparty na lasce, podbiegaliśmy, by Go przywitać, pomóc wejść po schodach.
Oceniał zawsze sprawiedliwie i uczciwie. Miał fenomenalną pamięć, choć nam się wydawało,że przy jego słabym wzroku i wieku, nie powinien tyle widzieć! Tym bardziej pamiętać.
Do dziś mam podręczniki do łaciny z tamtych lat!!
Jakich mieliście nauczycieli?
Skoro jutro Ich święto, to może tylko pozytywne refleksje?