Z komórką miałam wczoraj wielką i kosztowną przygodę. Zaproszona do kina, wybrałam się do miasta autem. Jadąc do kina korzystałam z telefonu. W kinie przypomniałam sobie, że trzeba fona wyciszyć. No i machina ruszyła! Nie mam aparatu w torebce. Mój znajomy pognał na parking. Początek filmu obejrzałam sama. W końcu wrócił zdenerwowany, bo telefonu nie znalazł. Mało tego, gdy dzwonił na mój numer to pojawiał się komunikat, że abonent jest chwilowo poza zasięgiem. No to teraz ja wyszłam z kina. Pobiegłam do salonu mojej sieci telefonicznej. zakupiłam nową kartę, a poprzednią zablokowałam. Wróciłam do kina i już do końca spokojnie obejrzeliśmy świetną polską komedię.
Ale to nie koniec.
Po seansie korciło mnie, by obejrzeć gruntownie miejsce na parkingu. No i.....pod autem leżał mój telefon!!!!
Prawdopodobnie aparat nie wylądował w torebce, tylko na kolanach, a miałam na sobie płaszcz. Wysiadając z auta wypadł na posadzkę. Nawet na niego znajomy najechał parkując samochód.
Aparat działa z nową już kartą.
Wypad do kina okupiłam nową kartą telefoniczną.
W sumie dobrze, że się znalazł, bo jestem do niego przyzwyczajona. Nie lubię się uczyć nowego.