Wrocilem z koncertu Rolling Stonesow tu na Ursynowie - Wyscigach. I mam kontrowersyjne wrazenia :
W sensie osiągu 64-latków to zgodzę się , że to dobre widowisko. Natomiast muzycznie to juz są Standing Stones raczej , niz Rolling Stones. Przez 9 lat w zasadzie nic szczególnego nie zmienili w sekwencjach koncertu i grepsach (prawie nic). Luz jest pozorny. Ergo , kreatywności brak.
Najjaśniejszym pktem koncertu był solowy numer bluesa classic grany na slide i śpiewany przez Keith'a Richard'sa. Majstersztyk. Obudziłem się. Ale juz nastepny numer to porazka. A chłopaki juz tak nieczysto spiewają , chocby "Miss You" , że podejrzewam powazne zmiany zmysłu słuchu. (aby te nieczystosci usłyszeć , trzeba na chwilę zamknąć oczy , by się nie sugerować wizją ) . "Honky Tonk Woman" juz takie cięęęężkie , bez ognia. Ach , koniecznie muszę wspomnieć tę Murzynkę , co przycmiła głosowo ich wszystkich. To rewela jest!!! Lisa , czy jakoś tak ...
Dobrze , ze nie musiałem płacić za bilet. Muzycznie juz nie są warci tych pieniedzy. Widowiskowo ..... może
Ale i tak ich szanuję , może nawet bardziej z tymi ludzkimi usterkami"
Pogodnosci , Dariusz