Ania - optymistka
Kiedyś od teściowej dostałam królika - był nieżywy, wypatroszony i bez futra, oczywiście. Przyrządzenie pasztetu zajęło mi kilka godzin. O mało nie skończyło się wezwaniem pogotowia, Zasłabłam przy oddzielaniu już ugotowanego mięsa od kości
Na szczęście pierwszej pomocy udzielił mi tata - podał solidny kieliszek wódki z czarnym pieprzem
Na marginesie - pasztet wyszedł wspaniale. Potem jeszcze kilka razy w życiu robiłam pasztety z mieszanych mięs wołowo-wieprzowych
Ale pasztet, jak dla mnie - to za dużo zachodu w porównaniu z osiągniętym efektem